Nauka – co to takiego?

Nauka, czym jest, zdaje się każdy widzieć. Żyjemy w świecie nauki, czasach nauki, w cywilizacji opartej na dużym zaawansowaniu technologii, która jest wynikiem nauki, wszystko, co nas otacza i z czego korzystamy, nosi w sobie wymiar naukowy. Przywykliśmy do osiągnięć nauki w takim stopniu, że zdajemy się nawet jej nie widzieć, ponieważ staje się ona po prostu tłem codzienności.

Z nauką jest jednak trochę jak z tematem ewolucji. Pozornie wszyscy wiedzą, co to takiego. Kiedy jednak przychodzi do poważniejszej rozmowy, okazuje się, że mało kto rozumie, czym ona w rzeczywistości jest. Bowiem, co jest paradoksalne, choć spędzamy kawał naszego młodego życia w instytucjach przygotowujących nas do naukowego rozumienia rzeczywistości (nazywa się je szkołami), jednocześnie nie uczą one nic na temat tego, czym w istocie jest nauka. Ten powszechny brak wiedzy na temat świata naukowego sprawia też, że w społeczeństwie tak łatwo przychodzi ludziom negacja wartości nauki, czy wyśmiewanie jej, zwłaszcza wtedy, gdy mylą oni z nauką zjawiska nią niebędące. Naprawdę wielką tutaj ironią losu jest to, że osoby negujące wartość nauki dokonują tego w internecie poprzez używanie technologii, która nie miałaby w ogóle prawa działać, gdyby mieli oni choćby namiastkę racji. Swoją w tym negatywną robotę dokładają… nie, nie przeciwnicy nauki oszukujący społeczeństwo, lecz… dziennikarze naukowi, kiedy źle o tej nauce informują, a w dobie clickbaitów to właśnie zła informacja stała się cennym zasobem.

Nauka jest czymś bardziej skomplikowanym od „ludzi robiących badania, które potem publikują” i luźnego pojęcia „weryfikacja”. W tym artykule wyjaśnię, co stanowi istotę nauki, czym ona jest, jak działa, co oznacza „prawda” oraz wiedza i dlaczego jest to system, od którego poznawczo nie ma i raczej nie będzie już nic lepszego. Można jedynie starać się udoskonalić ten system, ale raczej nie stworzyć inny na jego miejsce, który będzie lepszym – po prostu wydaje się to logicznie niemożliwe. Będzie też trochę o psychologii człowieka, psychologii poznania, błędach poznawczych itp. rzeczach.

Co znaczy słowo „nauka”?

Istnieje co najmniej kilka różnych znaczeń słowa „nauka”, kiedy używamy go potocznie. Być może to sprawia, że ludzie nieraz pojmują naukę właśnie w sposób uproszczony i mylą te znaczenia. Naukę bowiem można rozumieć np. jako „uczenie się”, jako „zgłębianie czegoś”, czy np. jako poznawanie różnych koncepcji, wizji świata, systemów filozoficznych, religijnych, czyli jako swego rodzaju „siedzenie w książkach”, zdobywanie wiedzy o różnych sprawach. Nauką nazywają też ludzie po prostu wszystkie rzeczy, które w jakiś sposób wiążą się z prezentacją wiedzy naukowej, czyli dziennikarstwo naukowe, publicystykę, blogerstwo, inaczej mówiąc – media mówiące o nauce – książki albo programy popularnonaukowe, czyli różne wersje popularyzacji nauki.

Jednak żadne z tych rozumień nie odnosi się do tematu, kiedy mówimy o nauce jako o naukowości, czyli czym jest nauka w rozumieniu nauki. A czym jest? To znaczenie także zmieniało się na przestrzeni wieków.

Dawniej nauką nazywało się każdą formę prób usystematyzowanego poznawania rzeczywistości przez człowieka. W uproszczeniu można wymienić trzy etapy tego procesu.

Pierwszy miał miejsce od czasów dla naszego gatunku najdawniejszych i wiązał się z nadprzyrodzonym i mitologicznym wyjaśnianiem zjawisk, tworząc za ich pomocą jakiś system poznawczy. Stawiałbym, że tak pojmowaną naukę człowiek uprawiał nie od dziesiątek tysięcy, jak do niedawna sądzono, lecz od setek tysięcy lat. Różne odkrycia archeologiczne sytuują coraz głębiej w przeszłość różne zaawansowane aktywności człowieka, takie jak kontrolowane używanie ognia (aż 500 tys. lat temu), tworzenie narzędzi (robią to także niektóre inne zwierzęta oraz robiły gatunki będące przodkami człowieka, czyli mówimy tu już o milionach lat), posługiwanie się językiem (obecnie przypuszcza się, że już ok. 1 milion lat temu). Istnieje też podejrzenie, które jest całkiem wiarygodne, że pierwotna postać mitu na temat Plejad (gromady gwiazd wyraźnie widocznej na niebie) powstała aż 100 tysięcy lat temu. Zupełnie zatem nie wykluczałbym możliwości, że człowiek posługuje się mitologicznymi wierzeniami i systematyzowania za ich pomocą wizji świata już od wielu setek tysięcy lat.

Drugi etap kształtowania się nauki uprawianej przez człowieka pojawił się wraz z filozofią grecką w okolicach 600 lat p.n.e. Choć pojęcia „filozofii” są dość elastyczne, przyjmuje się, że jej narodziny wiązały się z przejściem od wyjaśnień mitologicznych na rzecz racjonalistycznych i matematycznych koncepcji objaśniania świata, odchodzących od mitologii. Oczywiście nadal istniały odwołania do treści religijnych, które przecież w nauce nie wygasły aż do XIX wieku, jednak w ogólnym zarysie można powiedzieć, że był to etap, gdy filozofia dominowała nad pojęciami mitologicznymi.

Filozofia nie pozwalała jednak na weryfikację, które myśli i systemy myślowe rzeczywiście dostarczają wiedzy, a nie jedynie pomysłów na objaśnianie świata. Tak uprawiana nauka zaczęła się kończyć w czasach, gdy świat zachodni zaczynał stopniowo wypracowywać metodę naukową rozumianą współcześnie. Etap jej wypracowywania trwał mniej więcej od późnego średniowiecza i można powiedzieć, że zakończył się w XIX wieku, kiedy nauka ostatecznie wyparła z siebie zarówno nieweryfikowalne pomysły filozoficzne, jak i autorytet kulturowo uwarunkowanych twierdzeń religijnych. Można powiedzieć zatem, że w XIX wieku zakończył się drugi etap uprawiania nauki – filozoficzny, po dość długim okresie przejściowym, na rzecz nauki takiej, jak ją pojmujemy dzisiaj, czyli weryfikowalnych i falsyfikowalnych publikacji naukowych oddzielonych od treści nie spełniających tych wymogów.

Zatem trzeci, współczesny sposób rozumienia nauki, jest tak naprawdę czymś dla człowieka oraz jego cywilizacji bardzo młodym. Można powiedzieć, że żyjemy na początku czasu, gdy człowiek „wymyślił naukę”, a wraz z tym wynalazkiem cywilizacja weszła w okres bardzo szybkiego rozwoju technologicznego. Wraz oczywiście z doprecyzowaniem się pojęcia, czym jest nauka, straciły na znaczeniu jej pojęcia dawne. Nauka dzisiaj nie jest już mitologicznym czy religijnym objaśnianiem zjawisk w świecie, ani filozoficznym ujmowaniem rzeczy.

Czym jest zatem nauka? Najogólniej mówiąc – nauka, to metoda. Część ludzi to wie, część nie wie. Ale nawet wśród tych, którzy mają o tym pojęcie, nader często pojawia się już problem z podaniem, na czym ten system naprawdę polega, jakie są jego zalety i wady. Nadzwyczaj często pojawiają się np. zarzuty typu: „Jeden naukowiec powie tak, drugi inaczej”, „Naukowcy nie są zgodni, spierają się między sobą”, „Co chwilę odkrywa się coś nowego i unieważnia starą wiedzę”, „A dopiero co na Onecie pisali inaczej”, „Konsensus? A co to, nauka to jakieś głosowanie?”, „Kopernikowi też nie wierzono, a okazało się to prawdą”, czy powoływanie się np. na ludzi w nauce skompromitowanych, aby dowodzić antynaukowych tez jako prawdziwych, ponieważ „mówi to przecież naukowiec”. Wszystkie tego typu wypowiedzi świadczą o tym, że osoba taka nie wie, jak działa nauka, albo co najmniej nie do końca się w tym orientuje.

Powody, dla których nauka to metoda

Obecny podrozdział będzie dotyczył charakteru poznawczego ludzkiej psychiki i błędów poznawczych, które są domeną jego psychologii. Jeśli cię ten temat nie interesuje, ściślej o nauce będzie później.

Większość ludzi słyszała wyrażenie „metodologia naukowa”. Jeśli mielibyśmy zdefiniować naukę jednym zdaniem, czy wyciągnąć jakąś esencję, to nie byłaby to „weryfikowalność”, czy „falsyfikowalność”, ponieważ to jest tylko część tego procesu, czy „badania”, czy „publikacje”, czy „to, co mówią naukowcy”, ale właśnie ogólnie metoda naukowa. Metoda ta, to pewna złożona forma kontroli nad poznawczymi błędami. Jeśli coś ją prezentuje, to jest nauką. Jeśli nie prezentuje, to nią nie jest. Może być wtedy filozofią, spekulacją, wiedzą potoczną, czy czymkolwiek, natomiast nie jest nauką we współczesnym, naukowym sensie tego słowa. W tym podrozdziale powiem, dlaczego tak jak.

Najprościej byłoby powiedzieć, że jest tak dlatego, ponieważ psychika ludzka nie została stworzona do naukowego poznawania świata. Nauka zatem musi zastąpić nasze słabości umysłowe systemem, który zlikwiduje błędy, które popełniamy, zamiast je powielać.

Poznawanie rzeczywistości, wbrew myśleniu potocznemu, jest rzeczą bardzo trudną. Jest oczywiście czymś łatwym na elementarnym poziomie, kiedy np. wychylamy się zza rogu by zobaczyć, czy samochód, który widzieliśmy przed chwilą, to był Fiat 126p, albo gdy posługujemy się „wiedzą potoczną” (kwestią odmienną jest, czy to ostatnie jest faktycznie poznaniem i wiedzą). Jednak kiedy chcemy dysponować pogłębionym rozumieniem rzeczy, pojmować możliwie obiektywnie jakieś zagadnienia, oceniać racjonalnie sytuacje, kalkulować coś tak, żeby nie dokonać błędu, nie bazować na uproszczeniach czy nieznajomości danych itd., sprawa staje się z reguły o wiele trudniejsza, niż się z pozoru takiej osobie wydaje (i stąd, z tego wydawania się, że poznawanie jest łatwiejsze, niż jest w rzeczywistości, biorą się ostatecznie takie rzeczy, jak silne subiektywne punkty widzenia, efekt Dunninga-Krugera, czy cała kawalkada błędów poznawczych).

Problemy poznawcze rodzą się z wielu powodów.

Po pierwsze – rzeczywistość potrafi być naprawdę nieprzyzwoicie skomplikowana, nawet w naukach i tematach, które początkowo wydają się łatwe. Świat nie przejmuje się tym, że człowiekowi trudno jest go poznać i chciałby mieć proste odpowiedzi. Świat jest po prostu bardzo skomplikowany, czy jeśli chodzi o tematy nauk ścisłych, czy kwestie społeczne, polityczne, czy zagadnienia humanistyczne. Tylko żmudne i dokładne poznawanie tematów pozwala mieć o nim jakąś rzeczywistą, a nie pozorną wiedzę o charakterze Dunninga-Krugera.

Po drugie – dość trudne jest logiczne myślenie. Dzieje się to chyba wbrew przekonaniu osób usilnie nawołujących do jego „włączania”. A ono jest nieodzowne w procesie prawidłowego poznawania rzeczywistości. Błędy logiczne wynikają nie tylko z nieznajomości logiki, której podstawy wypadałoby poznać, jeśli chcemy rościć sobie pretensje do dobrego rozumowania. Myślenie ludzkie bowiem nie dzieje się matematycznie, jak w logice samej w sobie, lecz za pomocą prozy i języka potocznego, a te o wiele skuteczniej skrywają błędy rozumowania. Przeszkadzają w tym także emocje. Mózg ludzki działa w taki sposób, że jego partie odpowiedzialne za logiczne myślenie przestają pracować wtedy, gdy do naszych odczuć wkraczają emocje. Sprawia to, że nasze myśli dyktowane są albo logiką, albo emocjami, ale nie da się tego połączyć. Oczywiście jest to proces, który może przeskakiwać nawet w sekundach, a nie działać przez cały czas tylko w jednym trybie, niemniej prowadzi on nas do szeregu błędów (zobacz listę błędów poznawczych: tu).

Trzeci powód, dla którego poznanie jest rzeczą trudną, to ludzkie typy osobowości. Niektóre z nich ułatwiają danym ludziom poznanie, inne utrudniają, bowiem sam typ osobowości nieraz sprawia, że jedne osoby mają właśnie tendencję do suchego przyjmowania faktów, gdyż tak są skonstruowane psychicznie, a z kolei umysłowość innych nie będzie zadowalać się faktami i zmuszać ich do poszukiwania „czegoś więcej”, albo np. skłaniać do odrzucania faktów lub wprost wyciągania nielogicznych wniosków. Istnieją też osoby, które z natury rzeczy są słabymi logikami i nie są zdolne do prowadzenia poprawnego rozumowania na złożonym poziomie, najczęściej w ogóle wówczas tego nie widząc. Rolę w tym odgrywa również oczywiście poziom osobniczej inteligencji.

Po czwarte – ludzka psychika ma generalnie problem z faktami. Myślenie potoczne skłania nas do sądzenia, że to przede wszystkim właśnie fakty poznajemy, ponieważ to właśnie one jako pierwsze wręcz narzucają się naszym oczom, uszom i rozumowi, jednak większości z nas tylko tak się wydaje. Tak naprawdę narzucają nam się interpretacje, a nie fakty, a te są przekłamane całą masą czynników. Dlatego z reguły mamy jedynie punkty widzenia. Dzieje się tak z wielu powodów. Psychologia człowieka skonstruowana jest w taki sposób, aby budować względnie dobre samopoczucie samemu ze sobą. Jest to ewolucyjnie wbudowany w nas system obronny przed tym, co mogłoby szkodzić naszemu samopoczuciu, a tym samym naszej skuteczności funkcjonowania w świecie, psychika zatem buduje odniesienie do świata na bazie własnego „ja”. Istnieje w nas szereg mechanizmów, które to powodują. Różne formy autowaloryzacji, tendencja samoobronna (zainteresowanych odnoszę do haseł na Wikipedii: tu, tu), różne formy tzw. myślenia pozytywnego, myśli życzeniowe (tu), sposoby racjonalizacji (tu) i wszystko inne, co sprawia, że jesteśmy okłamywani przez własną psychikę, aby lepiej się czuć.

Punkt czwarty dotyczy także przekonań oraz nabytych skłonności umysłowych. Z tego też powodu psychika percypuje rzeczy nie wedle obiektywnych danych czerpanych ze świata, lecz według tego, co już uprzednio myśli, według nabytych już przekonań, konstruktów i paradygmatów myślowych, które tworzą naszą wizję świata, lokują uzyskiwane dane w schemacie naszego sposobu myślenia oraz budują nasze samopoczucie w świecie. Dochodzi do tego także pragnienie posiadania racji, a nie mylenia się. Inaczej mówiąc, nasza psychika wybiera ze świata to, co jej odpowiada, aby skupiać się na potwierdzaniu swoich racji, oraz ignoruje to, co nie pasuje do światopoglądu czy ogólnie do danych poglądów. Dlatego w ludzkiej psychice występuje również to przedziwne (jak dla mnie) zjawisko, o którym pisałem np. tutaj – że człowiek może konstruować dane poglądy nawet wtedy, kiedy wie, że są one wbrew faktom. Znane jest powiedzenie: „Jeśli fakty nie zgadzają się z tym, co myślę, to tym gorzej dla faktów”. Z tego też powodu ludzie z reguły nie zmieniają swoich poglądów, jeśli przedstawi im się dane, które zadają tym poglądom kłam. Im większą dane poglądy odrywają rolę w czyichś emocjach i samopoczuciu psychicznym, tym silniej są wypierane te dane, które wykazują nieprawidłowość tych poglądów. Istnieją poglądy, na których prawdziwości ludziom szczególnie zależy i wielu ludzi nie potrafi niektórych porzucić, nawet jeśli wykaże się ich niepoprawność. Można powiedzieć, że pod wieloma względami ludzka umysłowość ma w dużej mierze charakter parareligijny, szczególnie tam, gdy sprawy dotyczą poglądów na temat wiary, polityki, różnego rodzaju ideologii, filozofii, czy zagadnień, które z jakichś powodów pełnią centralną rolę w naszym myśleniu, a myślenie o charakterze parareligijnym nie zmienia się pod wpływem faktów. O tym, co charakteryzuje parareligijny sposób myślenia, napisałem w osobnym artykule (tutaj).

Podsumowując punkt czwarty – ewolucyjnie ludzka psychika skonstruowana jest nie do tego, aby poznawać świat takim, jaki on jest, ale by budować luźno oparte na swoim doświadczeniu modele rzeczywistości, które odpowiadają stanowi tej psychiki.

Wreszcie piąta rzecz, którą można wymienić, to różnego rodzaju zaburzenia poznawcze. Powodowane są one różnymi czynnikami. Wielu ludzi (co ok. 5-10. osoba w społeczeństwie) ma jakąś postać zaburzenia osobowości (tu), a to wpływa na nasilenie poznawczych błędów. Istnieją też takie formy zaburzeń, jak np. depresje, stany lękowe, problemy z poczuciem własnej wartości (w jedną lub drugą stronę), stres pourazowy, kompleksy, fobie i wiele innych, nie mówiąc o ciężkich chorobach. Wszystko to wpływa na nasze warunki poznawcze, sposób myślenia i rozumowania, oraz sprawia, że często poprawne wnioski zostają utrudnione.

W szerszym kontekście, np. funkcjonowania jednostek naukowych, istnieją jeszcze inne procesy, które mogłyby zaburzać naukowe poznanie, także na inne sposoby niż subiektywne błędy. W zakresie międzyludzkim ludzie rywalizują ze sobą, chcą być sławni, pragną się wykazać, dysponują personalnymi niechęciami lub sympatiami do kogoś, uprawiają nepotyzmy, oszustwa, mają swoje preferencje, chcą uchodzić za autorytety, bywają konserwatywni i nie przyjmują do wiadomości nowych wyników badań i tak dalej, w związku z czym wszystkie tego typu problemy mogą się wiązać np. z patologiami instytucjonalnymi, konfliktami interesów itd. Wymieniać można dużo.

Zarówno zatem umysł ludzki nie został ewolucyjnie stworzony do naukowego poznawania rzeczywistości, lecz do subiektywnego percypowania swojego otoczenia przez pryzmat własnych słabostek, jak też instytucjonalnie człowiek działa często w sposób mniej lub bardziej „skorumpowany” (żeby to wszystko określić jednym terminem), wykorzystując swoją pozycję do tworzenia rzeczywistości według swoich potrzeb, a nie w pełni uczciwie według suchych danych.

Ostatecznie sprawia to, że świat naukowy, jeśli nie miałby wypracowanego odpowiedniego systemu likwidującego lub umniejszającego tego typu problemy, nie mógłby działać, byłby wtedy bowiem po prostu przedłużeniem ludzkich błędów poznawczych, tak jak to się dzieje z religiami czy filozofiami, a nie naukowym poznawaniem rzeczywistości, czyli zobiektywizowaną wiedzą.

Metoda naukowa jest zatem bardzo „bezduszna”. Ponieważ system taki dąży do maksymalizacji obiektywności, minimalizacji słabości psychicznych człowieka oraz instytucjonalnych patologii, staje się niejako systemem bardzo „nieludzkim”, bowiem działającym właśnie odwrotnie do tego, jak funkcjonuje statystyczny Homo sapiens. Nauka jest trochę jak robot pośród ludzi, kompletnie sprzeciwiając się i gładząc jego zachcianki i ignorując jego dumę. I na tym właśnie polega jej system, aby nie był on powieleniem naszej ewolucyjnej ułomności, aby nie było w nim „czynnika ludzkiego”. Dzięki temu uzyskujemy możliwie najbardziej „suche” dane, które zobowiązani jesteśmy przyjąć do wiadomości.

W jaki sposób jest to zrobione? Zatem – co to jest nauka i czym jest wiedza?

Nauka, w przeciwieństwie do innych form ludzkiej spekulacji, zajmuje się tym, co można zbadać. „Można zbadać” oznacza zatem, że wsparta jest na empirii, na rzeczach podlegających ludzkiej zmysłowości. Jeśli więc coś temu nie podlega – nie jest nauką (jeśli komuś przyszło teraz na myśl pytanie typu: „A co z teorią strun?”, będzie o tym później). Choć wydaje się to oczywiste, warto jednak wspomnieć, dlaczego tak jest. Po prostu tylko taki proces pozwala nam mieć pewność, że to, o czym mówimy, faktycznie zachodzi. Jeśli dla przykładu ktoś chciałby twierdzić, że doświadcza stanów niedotyczących świata materialnego – wówczas nie istnieje metoda pozwalająca sprawdzić, czy faktycznie tak się dzieje, czy osoba taka podlega jednak pewnym przekłamaniom. Metoda taka nie istnieje wówczas również dla samego tak twierdzącego – osoba taka nie może zredukować niepewności wiążącej się z tym, że może popełnia błąd poznawczy, że jest to jej subiektywne błędnie zinterpretowane doznanie. Twierdzić można różne rzeczy, ale sprawdzić, czy tak jest, można tylko za pomocą środków, jakie są dostępne dla zmysłów, za pomocą których istota ludzka zbiera dane z rzeczywistości. Oczywiście pewne rzeczy nie są dostępne naszym zmysłom, jak bakterie, atomy, galaktyki, kwazary, są one jednak dostępne narzędziom, które przedłużają nasze zmysły i mogą one pozostać zweryfikowane, co nadal pozostaje w zakresie zmysłowości. Wszelkie inne twierdzenia, które są pozazmysłowe, nawet jeśli na gruncie obiektywnej rzeczywistości byłyby prawdziwe, pozostają nieweryfikowalne, co oznacza, że nikt, łącznie z autorem danego twierdzenia, nigdy nie może wiedzieć, że jest to prawdziwe, czyli że jest to poznanie, a nie subiektywnie wykreowana, urojona, czy zwyczajnie wymyślona treść. Jeśli nie można się tego dowiedzieć, to nie jest to wiedzą. Może być przypuszczeniem, wydawaniem się, sądem, wiarą, czy też samookłamywaniem się, ale nie wiedzą, a tym samym nie nauką.

Nauka jest zatem intersubiektywna. Oznacza to, że nie ma nauki, jeśli możliwość poznania czegoś dotyczy jednego człowieka, a nie ogółu ludzi. Jej twierdzenia muszą być formułowane w sposób, który jednoznacznie pozwoli zrozumieć innym o co danemu naukowcowi chodzi, co zbadał, co zaszło, co twierdzi i jak to sprawdzić, bez wieloznaczności, możliwości mylnych interpretacji czy niewiedzy o tym, jak powtórzyć badanie omawianego zjawiska. Jeśli poznanie czegoś dotyczy tylko ciebie i nikt nie wie, o czym mówisz, to nie mamy do czynienia z nauką.

Pojawiają się tutaj także dwie cechy nauki, które często są ze sobą mylone. Twierdzenie naukowe musi być takie, aby można je było sprawdzić, czyli potwierdzić zachodzenie tego, o czym to twierdzenie mówi. Mamy wtedy do czynienia z weryfikacją (czynność) oraz z weryfikowalnością (cecha twierdzenia). Problem jest taki, że ze względu na wymienione wcześniej słabości ludzkie można próbować w taki sposób przeprowadzać badania i dobierać dane, aby potwierdzić nawet coś, co niekoniecznie jest prawdziwe. Mamy przecież psychiczną tendencję do potwierdzania tego, co myślimy, i łatwo jest sobie wyobrazić naukowca, który dla własnych celów oszukuje, pomija dane obalające jego twierdzenie, a przedstawia tylko te, które je potwierdzają, albo który po prostu popełnia błędy wynikłe z tego, że bardzo chce mieć rację. W istocie takich przypadków było już w historii sporo. Naukowiec dodatkowo przedstawia dowody na swoją hipotezę, ale dowody mają różną moc – istnieją dowody bezdyskusyjne, mocne, średnie, słabe, czy cząstkowe. „Udowodnione” wskazuje, że jest coś na rzeczy, ale nie zawsze musi znaczyć, że jest to już bezdyskusyjna prawda. Dlatego tutaj wkracza właśnie na scenę intersubiektywny aspekt nauki oraz druga jej cecha, będąca jakby inną stroną tego samego medalu – falsyfikowalność. Twierdzenie naukowe powinno być takie, aby można je było nie tylko potwierdzić, przedstawiając na nie dowody, ale aby można je było obalić, jeśli miałoby być ono fałszywe. Tego z reguły nie robi ten naukowiec, który stara się udowodnić swoje twierdzenia, ale robią to inni.

I jest to już kwestia, która wiąże się z szerszym zakresem systemu naukowego. Nauka nie polega na tym, że dany naukowiec coś powiedział, czy że naukowcy, niczym w spisku, potwierdzają coś, co wcale nie musi być prawdziwe, ponieważ tak chcą. Intersubiektywny charakter nauki bazuje na tym, że naukowcy są rozsiani po całym świecie i mają wiele rozbieżnych interesów, więc sprawdzają siebie nawzajem, bazując np. na takich cechach jak choćby rywalizacja. Ludzie są bardzo różni, więc trudno byłoby sądzić, aby ogół naukowców na świecie niezależnie od siebie chciał myśleć dokładnie to samo, a więc popełniać to samo oszustwo polegające na ignorowaniu niewygodnych danych i prezentowaniu tylko tych, które mu odpowiadają. Jeśli jakiś naukowiec twierdzi coś, na jego miejsce znajdzie się mnóstwo innych, którzy z różnych powodów będą chcieli to sprawdzić, obalić, czy dlatego, że będą próbowali bronić własnych innych tez, czy ze względu na swoją badawczą uczciwość (w istocie naukowcy z reguły są raczej uczciwi w swojej pracy), czy ze względu na swoją ciekawość, zainteresowanie tematem itd. Aby było tak, jak twierdzą niektórzy spiskowcy, że „naukowcy są przekupieni”, trzeba by dla jakiejś sprawy przekupić cały świat naukowców i wszystkie instytuty. Coś takiego jest niemożliwe na wielu płaszczyznach, zarówno ze względów ilościowych, jak i dlatego, że ludzie są różni, że instytuty są różne, że instytuty rywalizują też między sobą wzajemnie, a więc że nie istnieje w nauce coś takiego jak wspólność interesów, jednomyślność, a już tym bardziej między państwami. Argument z „przekupstwa naukowców” pokazuje jedynie to, że osoba go wypowiadająca nie ma pojęcia, jak działa naukowy system i myśli, że naukę może tworzyć jeden czy garstka skorumpowanych naukowców. To tak nie działa.

Tym samym nauka to nie jest coś takiego, że istnieje opublikowana praca naukowa, która coś stwierdza, więc oznacza to prawdę. To zatem, że utrzymujesz np. jakiś pogląd uchodzący za nienaukowy (dajmy na to o tym, że ewolucja nie zachodzi, że dzisiejsze zmiany klimatyczne nie mają charakteru antropogenicznego, że szczepionki powodują autyzm, że Covid-19 to ściema, czy że coś „pozostawiło naukowców w szoku”) i powołasz się na jakąś jedną rzeczywiście opublikowaną pracę naukową, która coś takiego przedstawia, nie oznacza to, że już jest „zaorane”. Istotne jest bowiem to, jak odnoszą się do tego przedstawionego badania inne prace naukowe na całym świecie, które badały to samo zjawisko, np. wykazując jej błędy metodologiczne albo inne przekłamania, czy wykazując, że zjawisko, o którym twoja praca mówi, w istocie nie zachodzi (a w tej pracy wynikło z jakichś innych czynników i autor je błędnie zinterpretował). Jeśli istnieje dużo prac, które przeczą wnioskom z jakiejś jednej, można podejrzewać, że to one mają rację. Znamienne jest, że zwolennicy różnych antynaukowych lub pseudonaukowych teorii, którzy próbują wykazywać naukowość swoich poglądów, niemal zawsze posiłkują się właśnie jakąś pojedynczą (z reguły starszą) pracą, którą wyciągnęli z jakiejś internetowej piwnicy, nie mogąc na swoje twierdzenia przytoczyć nic innego (oczywiście z reguły wszystkie inne prace, mówiące coś odwrotnego, a priori odrzucają). Trzymanie się jednej pracy naukowej, przeciw której występuje wiele innych, pokazuje znów, że osoba taka nie wie, na czym polega naukowy system, że nie tworzy go sam fakt opublikowania jakiejś pracy o statusie naukowym.

Wreszcie nauka jest procesem. Dlatego nawet bez popełniania błędów, oszustw czy matactw wiele prac staje się nieaktualnych z czasem, bowiem po ich opublikowaniu wykonano później badania dokładniejsze, lepsze, nowszymi metodami technicznymi itd. Jak pisałem na początku, rzeczywistość potrafi być nieprzyzwoicie złożona, dlatego nauka jest procesem docierającym do tej złożoności, a rzadko poznającym ją od razu w całości. Z reguły, choć nie dzieje się tak absolutnie zawsze, aktualne są prace tylko możliwie nowe. Istnieje całkiem wielu ludzi, którzy np. głosząc jakieś bzdurne twierdzenia powołują się np. na Kopernika, że on też był „odszczepieńcem”, którego zwalczano, a miał rację. Odwoływanie się do dawnych wieków jest w kontekście nauki całkowicie pozbawione sensu. Nie tylko dlatego, że nauka jest dziś czymś zupełnie innym niż w jego czasach, ale też dlatego, że ludzie tacy powołują się na takie postaci, wypowiadając się przeciw nauce, podczas gdy u koperniko-podobnych naukowców zwyciężyło właśnie to, że ich twierdzenia oparte były o metodę, która nie dała się obalić. Czyli o metodę, która jest ściśle związana z obecnymi twierdzeniami naukowymi. Inaczej mówiąc – osoby takie powołują się na ten aspekt metody u Kopernika, który zwyciężył, przeciw tej samej metodzie stosowanej dzisiaj, aby „obalać” twierdzenia wynikłe z tej metody. Ni przypiął, ni przyłatał.

To, że nauka jest procesem, nie oznacza, że się ciągle myli. Należy jasno pojmować różnicę między myleniem się, a doskonaleniem się. Wynika to po prostu zarówno z jej metodologii, jak i z logiki rzeczywistości. Poznawanie czegoś skomplikowanego postępuje z biegiem czasu. I nie może być inaczej. Wielu ludzi właśnie z tego powodu odwraca się od nauki, ponieważ chce mieć jasne, proste, ostateczne odpowiedzi na nurtujące ich pytania, podczas gdy nauka często takich nie oferuje. Najlepiej oczywiście bez żadnego wysiłku mieć odpowiedzi na najtrudniejsze pytania w dziejach, jak to się dzieje w religii. Ale tak się nie da. Takie postępowanie to tylko pseudopoznawcza zuchwałość (która zresztą stoi po przeciwległej stronie od pokory, na którą lubią powoływać się ludzie religijni występujący przeciw nauce – nie istnieje większy brak pokory, jak twierdzić, że zna się ot tak odpowiedzi na ostateczne pytania, bez żadnego wysiłku poznawczego, ponieważ mają osobisty kontakt z najwyższą istotą bytu).

Nie wynika to z ułomności nauki, tylko z tego, jaka jest logika świata. Odpowiadanie sobie na pytania w sposób, który „wyprzedza” odkrycia naukowe, np. na sprawy graniczne (jaka była przyczyna powstania Wszechświata), nie jest poznaniem. Jest, po raz kolejny, tworzeniem własnej rzeczywistości we własnej głowie. Może ona oczywiście wydawać się subiektywnie bezwzględnie prawdziwa, ale jest to twórczość własna, a nie poznawanie prawdy. A temu właśnie błędowi zapobiega metoda naukowa.

Więc jak to jest z prawdą? Do samego pojęcia „prawdy” jeszcze wrócę. Tutaj warto zaznaczyć, że nauka rzadko w jakiś mocny sposób się myli. Nauka raczej staje się po prostu coraz dokładniejsza i udoskonala własne poznanie, nowsze odkrycia z reguły po prostu poprawiają uprzednie, korygują, uzupełniają, rzadko dokonuje się jakaś rzeczywista rewolucja, aby w czymś całkowicie zmieniło się myślenie. Dlatego mylne jest twierdzenie, że „nauka twierdzi co chwilę co innego” (to tylko tanie dziennikarstwo naukowe tak to sensacyjnie przedstawia). Oczywiście im dalej cofniemy się w czasie, tym więcej znajdziemy błędów w nauce, z tego prostego powodu, że dawniej istniały o wiele gorsze sposoby badania danych problemów (głównie techniczne) oraz że kiedyś dopiero stopniowo zaczynano poznawać dane zagadnienia. Im bliżej w czasie, tym nasza wiedza staje się bardziej zaawansowana.

Niemniej dla wielu ludzi może powstawać mylne złudzenie, że nauka co chwilę twierdzi co innego, a dzieje się to głównie z dwóch powodów – faktu, że poszczególni naukowcy sprawdzają, co piszą inni naukowcy, czyli weryfikują i falsyfikują różne twierdzenia, i jest to po prostu proces wynikający z naukowego systemu. Oraz z faktu, że istnieje coś takiego jak dziennikarstwo naukowe, które całkowicie wyrywkowo i często w karykaturalny sposób prezentuje to, co dzieje się w nauce, ze względu na budowanie sprzedajnej sensacji, a to właśnie stąd większość ludzi czerpie jakiekolwiek informacje o nauce. W pierwszym przypadku dochodzi do pomylenia nauki z pojedynczym naukowcem, zaś w drugim do pomylenia nauki z dziennikarstwem naukowym, najczęściej nastawionym na clickbaity.

W rzeczywistości nauka nie twierdzi co chwilę czego innego, lecz coraz bardziej spójnie, dokładnie i komplementarnie prezentuje poznawczą relację ze świata. A dziennikarstwo naukowe, czyli te wszystkie gazety oraz internetowe portale, które zajmują się uproszczonym przedstawianiem odkryć naukowych dla ludu, to nie jest nauka, tylko po prostu dziennikarstwo (ewentualnie blogerstwo, jak moje 😉 ). I absolutnie nie należy tego ze sobą mylić! Nauka znajduje się w specjalistycznych pracach naukowych oraz w ich uproszczonym „wyciągu” w postaci podręczników akademickich. Wszystko poza tym, to media, a nie nauka. A media rządzą się prawami mediów, a nie metodologią nauk. Nawet książki popularnonaukowe! Te ostatnie potrafią być nieraz i wyśmienite w prezentacji danych tematów (ale bywają też i słabe), ale to jest zawsze uproszczone, częściowe i łatwe, tak, aby dotrzeć do przeciętnego czytelnika. Nauka zaś nie zajmuje się „przeciętnymi czytelnikami”, tylko prezentacją wyników dla innych naukowców, czyli dla ludzi, którzy mają dostatecznie dużo przygotowania i kompetencji (oraz inteligencji), aby te wyniki pojąć i wziąć na własny warsztat.

Konsekwencja poznawcza naukowego procesu oraz jego braku

Notorycznie ze strony ludzi, którzy nie wiedzą, jak działa nauka, widzi się komentarze pogardzające naukowcami jako ludźmi śmiesznymi, którzy robią niemądre rzeczy, a twierdzenia naukowe jako pewną formę bzdury. Oczywiście wynika to z tego, że osoby takie mają w swoim pojmowaniu karykaturalną wizję tego, czym jest nauka, najczęściej myloną z sensacyjnymi nagłówkami dziennikarskimi (nawet nie z artykułami, bo tych z reguły nie czytają, tylko zazwyczaj z samymi nagłówkami – to jest chyba najgłupszy, a i chyba coraz powszechniejszy sposób, w jaki ludzie dowiadują się, co się dzieje w nauce).

Konsekwencją tego jest powszechne w społeczeństwie przeświadczenie, że nauka to po prostu inna i równoprawna w pozostałymi forma myślenia na temat świata, tak samo prawdziwa i nieprawdziwa jak wszystko. Że jest to po prostu jeden z wielu różnych poglądów na świat, który można podzielać albo nie, i że każda inna myśl jest równowartościowa poznawczo. Otóż… nie.

Nauka nie jest demokratyczna, z „prawdą gdzieś po środku”. Nie ma ona nic wspólnego z demokracją, tylko wręcz przeciwnie, jest ona tyranią metody. Z tego tytułu naukowcy przedstawiają najdokładniejsze dane dotyczące świata. A z tego z kolei tytułu… prezentują fakty i to oni mają rację. W sensie nie pojedynczy naukowiec, który coś mówi, tylko nauka. Jeśli więc wywyższasz się ponad naukowców, możesz być pewny, że to ty się mylisz. Jeśli masz poglądy odmienne od aktualnego naukowego stanu rzeczy, to możesz być pewny, że to nauka ma rację. Każdy człowiek ma prawo do posiadania takich poglądów, jakie mu się podobają. Ale w żadnym wypadku nie oznacza to równoprawności poznawczej. Ze względu na metodę, jaką posługuje się nauka, w tej ostatniej kwestii ona zawsze zwycięża. Oczywiście każdy człowiek, który nie chce zmieniać błędnych poglądów, zracjonalizuje to sobie po swojemu. Ale twierdzenie, że naukowcy „już nie wiedzą co plotą”, „gubią się w tym” i mówią coraz dziwniejsze rzeczy, które nie mają związku z rzeczywistością, jest całkowicie fałszywe. To właśnie oni najlepiej wiedzą, co mówią, nie mówią dziwnych rzeczy, tylko co najwyżej nie zrozumiałeś tematu (albo może jakiś dziennikarzyna źle ci go podał) i to oni są ostatnimi, którzy będą się mylić. Jeśli w ogóle w ułomnym świecie człowieka jest coś takiego, jak poznanie (spokojnie, jest), to nauka je stanowi. Świadczy o tym choćby to, że używasz potwierdzenia prawdziwości nauki codziennie niemal w każdej chwili, również wtedy, gdy piszesz o niej, że jest bzdurą. Cały nasz współczesny świat stoi na restrykcji metody naukowej.

Co to jest konsensus naukowy i kim są naukowcy skompromitowani?

Słowo „konsensus” ma taką charakterystykę wybrzmienia, że natychmiast budzi wątpliwość u osoby, która się z nim w kontekście naukowym nie spotkała. Jest to też coś, o czym w ogóle się nie uczy w szkołach. Właściwie odnosi się wrażenie, że prawie nikt w społeczeństwie nie wie, co to takiego, że jest to wyrażenie, które znane jest tylko osobom konkretnie zainteresowanym metodologią nauki.

A tymczasem jest to najważniejsza rzecz na świecie, jeśli chodzi o ludzkie poznanie tego świata i w zasadzie odpowiednik słowa „prawdy”, na tyle, na ile możemy ją poznać.

Dlaczego „konsensus”? Po prostu dlatego, że nie istnieje świat idealny, w którym docieramy do wszechludzkiego, jednomyślnego uznania rzeczy, i w którym można mówić o ostatecznym poznaniu prawdy obiektywnej. Jako podmioty jesteśmy istotami siłą konieczności subiektywnymi, które grupowo stają się intersubiektywne. Dąży to oczywiście i możliwie zbliża się do obiektywizmu (subiektywizm to bardziej spektrum różnych stopni subiektywności niż po prostu skrajna opozycja względem obiektywizmu), na tyle, na ile się da, na ile jesteśmy w stanie to metodycznie wypracować. Ale „obiektywna prawda sama w sobie” nie jest i nie będzie nigdy przez nas poznana, niezależnie od tego, że tego byśmy chcieli jako ludzie, że nasza psychika chciałaby tego (a najlepiej od razu i bez wysiłku, w prostych odpowiedziach). To jest po prostu coś, co nigdy nie będzie nam dane. Oczywiście próbując zaspokoić tę potrzebę możemy zignorować podejście naukowe i utworzyć w swojej głowie przekonanie, że jakieś twierdzenia czy doktryny są ostateczną prawdą i basta. Ale w takim wypadku mówimy o urojeniach (które to słowo ma mniej pejoratywne znaczenie, niż w użyciu potocznym). Jeśli mówimy o ogólnoludzkim poznaniu rzeczywistości, możemy mówić tylko i wyłącznie o nauce, która zbliża się do prawdy na tyle, na ile pozwala logika możliwie najlepiej opracowanej metodologii, to wszystko. Nie oznacza to oczywiście, że w takim razie wszystkie nasze twierdzenia to subiektywne rojenia i niczego nie poznajemy. Po dotychczasowym tekście chyba już jest jasne, na czym polega system tego poznania i stopień likwidowania błędów, a nasz stopień wiedzy bywa naprawdę duży i bardzo dobrze ugruntowany. Świadczy o tym choćby funkcjonowanie naszej technologii oraz wszystko to, gdzie nasze twierdzenia się ściśle sprawdzają.

Konsensus nie oznacza, że spotyka się garstka uczonych, którzy niczym panowie tego świata ustalają, co jest prawdą i w co ma wierzyć ludzkość. Konsensus jest to wgląd w ogół badań na temat danego zjawiska, które poczyniono w świecie naukowym (czyli na całym świecie wśród liczących się publikacji naukowych), które zostają poddane wieloaspektowej ocenie. Nazywa się to metaanalizą, czyli analizą dotychczasowego zebranego przez ludzkość materiału badawczego na dany temat, tego materiału, który został dokonany z poszanowaniem metodyki nauk. Z takiej metaanalizy wyciąga się wnioski na temat tego, w jakim stopniu wyjaśnienie omawianego zjawiska zostało udokumentowane, jak silne są za nim argumenty, jak silne są argumenty przeciwne. Konsensus raczej rzadko jest całkowicie jednomyślny. Ale nie jest „głosowaniem” czy arbitralnym ustalaniem, lecz podsumowaniem dotychczasowej wiedzy naukowej.

Czyli w ostateczności: naszą wiedzą na temat prawdy. Nie ostateczną, ale tą najlepszą, jaką możemy posiadać. Nie istnieje lepsza wiedza o czymś od metaanalizy dotychczasowych badań naukowych.

Jeśli zatem ktoś chce się wypowiadać przeciwko konsensusowi, to ma przed sobą bardzo trudne zadanie, ponieważ nie wystarczy powiedzieć: „Ja w to nie wierzę”, „To tylko konsensus”, „Trzeba być sceptycznym”, „Konsensus też może się mylić” itd. Może się mylić, owszem. Ale szansa na to, że wypowiadając się przeciw niemu to ty się mylisz, jest niepomiernie większa, ponieważ konsensus wynika ze współczesnej historii badań naukowych danego tematu. Abyś negując go ty miał rację, musiałbyś mieć albo więcej wiedzy niż ogół naukowców (a żeby twierdzić coś takiego na poważnie, to trzeba być chyba po prostu głupkiem), albo musiałoby się to zdarzyć przez zupełny przypadek, co oczywiście nie prezentuje żadnej wartości poznawczej.

A jeśli ktoś się wypowie przeciw konsensusowi?

Niemniej występuje oczywiście coś takiego, jak wypowiadanie się przeciw konsensusowi, robią tak również ludzie z tytułami naukowymi.

Nauka jest systemem skonstruowanym w taki sposób, w jaki opisałem powyżej, aby właśnie móc między innymi identyfikować również tego typu wady ludzkie. Choć nie dzieje się to często, bowiem w skali ogółu naukowców na świecie to są zapewne promile, poszczególni naukowcy bywają np. przekupni i zaczynają działać na rzecz np. korporacji, albo pracują dla kogoś na rzecz jakiejś idei, z którą się zgadzają, czy uprawiają osobiste wojenki z nowszym stanem nauki, ponieważ interesuje ich jedynie ich własna racja, a nie fakty. Tacy ludzie często wypowiadają się przeciw konsensusowi naukowemu, jeśli konsensus jest sprzeczny z tym interesem, na rzecz którego działają. Z oczywistych powodów, tacy ludzie nie mają naukowej racji. Ani często w ogóle ich taka nie interesuje, bowiem oni pracują na to, jak ma być, a nie na to, jak jest. System naukowy, jak już wyjaśniłem, skonstruowany jest w taki sposób, że pozwala zidentyfikować takie osoby i w przypadku wykazania im błędów lub manipulacji wykluczyć z naukowego świata. To wykluczenie rzadko polega na odebraniu tytułu naukowego, choć i to się zdarza. Najczęściej polega ono na naukowym ostracyzmie wynikłym z utraty wiarygodności takiej osoby jako badacza. Jeśli naukowiec wypowiada się przeciw nauce (w sensie niezgodnie z naukowym stanem wiedzy), to tym samym przestaje być naukowcem w swojej istocie. Takie osoby ulegają po prostu naukowej kompromitacji.

Naukowej kompromitacji, co nie znaczy, że z konieczności kompromitacji społecznej. Jako że takie osoby bywają np. głośne w mediach, potrafią za pomocą różnych środków przekonywać do siebie duże grono społeczeństwa i brzmieć w swoich postulatach całkiem wiarygodnie, zwłaszcza gdy używają do tego naukowego żargonu. Z reguły ludzie, na których oni robią wrażenie, nie wiedzą o tym, że osoba taka jest w nauce skompromitowana, albo zwyczajnie nie rozumieją co to znaczy, czy też nawet poczytują to na plus, uznając, że marginalizacja nastąpiła z powodu „mówienia niewygodnej prawdy”, „mówienia przeciw poprawności politycznej” (w istocie w nauce tak naprawdę ona niemal nie występuje), czy „wyjścia poza zakłamany nurt”.

Jak już pisałem, w nauce nie może być czegoś takiego, jak ogólnonaukowe przekupienie czy restrykcja nurtu myślowego, bowiem w istocie trzeba by przekupić cały świat. Nauka, to metoda, która wyklucza takie rzeczy, bowiem ona sprawa, że zawsze ostatecznie wygrywa metoda.

Czy skoro zawsze ostatecznie wygrywa metoda, to znaczy, że persony skompromitowane mogą jednak mieć rację, ponieważ gdy „minie obecna moda, to badania wykażą, że jednak mieli słuszność”? Sęk w tym, że wypowiadając się przeciw konsensusowi, takie osoby wypowiadają się właśnie przeciw temu, co zbadano i stwierdzono. To jest właśnie różnica między sceptycyzmem a denializmem. Sceptycyzm chce lepszego zbadania czegoś. Zaś denializm zaprzecza temu, co już wykazano i bardzo dobrze udokumentowano. Ludzie, którzy występują przeciw konsensusowi, nie są sceptykami, tylko zaprzeczają zbadanej rzeczywistości. A to już jest zupełnie co innego.

Wracamy tu zatem znowu do tej kwestii, że nauka to nie jest pojedynczy naukowiec. Tak, to prawda, że pojedyncze badania można kupić czy upolitycznić. Ale ile tych naukowców możesz kupić czy politycznie zastraszyć? Bo raczej nie cały świat badań. Ostatecznie metody nie da się przekupić. I dlatego konsensus staje się najbardziej wiarygodnym rodzajem wiedzy, jaką dysponujemy jako ludzie.

Oczywiście nadal zwolennicy danych teorii, którym nie odpowiadają wyniki współczesnych nauk, będą twierdzić swoje (to są te właśnie wady poznania ludzkiego, o których pisałem wcześniej) oraz powoływać się na „odszczepieńców”, których będą uważali za niesłusznie odrzuconych przez naukę. Nawet jeśli tym „odszczepieńcom” wykazano w ich pracach błędy naukowe albo co gorsza manipulacje, naukową korupcję, czy fałszerstwa w badaniach, bo z reguły o takich ludziach mówimy.

I dlatego właśnie, po raz kolejny, nauka jako całościowy system nie zawiera w sobie tej słabości, jaką prezentują poszczególni naukowcy. Ponieważ jest systemem konfrontującym ze sobą te słabości, w ostateczności je tym samym również eliminując.

Ale…

Podsumujmy. Nauka jest intersubiektywna i nie dotyczy twierdzenia pojedynczej osoby, nawet jeśli jest ona naukowcem. Oprócz tego, że nauka bada rzeczy możliwe do potwierdzenia (jest empiryczna), wymaga również falsyfikowalności. To ostatnie jest szczególnie ważne i to jest właśnie ta rzecz, która sprawia, że nauka jest już pod względem logicznym systemem najpewniej najlepszym z możliwych, jeśli chodzi o sposób poznawania rzeczywistości. Po prostu dlatego, że w przeciwieństwie do folgowania naszym zachciankom, nauka bezustannie próbuje sama siebie obalać. Wbrew zatem twierdzeniom „sceptyków”, że nauka potwierdza to, co chce potwierdzić, jest odwrotnie. Właśnie system naukowy na to nie pozwala. Nauka jest systemem skonstruowanym właśnie do metodycznego obalania tego, co ktoś mówi i bada. Cały świat naukowy bierze pod swoje oko to, co opublikujesz jako naukowiec, i pastwi się nad tym metodą, która jest twoim najgorszym wrogiem. Dopiero kiedy dowody potwierdzające są tak mocne, że nie da się tego obalić, a przeciwnych dowodów brakuje, twierdzenie staje się… uwaga uwaga… teorią!

„Teoria naukowa”, wbrew potocznemu znaczeniu tego wyrażenia, to twierdzenia, które wykazały na siebie dowody, przeszły sito weryfikacyjne i nie dały się obalić. Dlatego nonsensem jest argument mający na celu zdeprecjonować jakąś teorię stwierdzeniem: „To tylko teoria”. Patrz np. „teoria ewolucji”. Jeśli coś jest w nauce teorią (a nie hipotezą), to jest już AŻ teorią, czyli sprawdzoną, niesfalsyfikowaną, obronioną, udowodnioną.

Wynika z tego, że system naukowy jest ze swojej natury najbardziej sceptycznym postępowaniem wobec naukowych odkryć, jaki można zaprezentować. Jeśli zatem ktoś mówi, że „nie wierzy w naukę, bo trzeba być sceptycznym”, znów mówi coś takiego z perspektywy niewiedzy o tym, jak działa nauka. Nauka jest właśnie bardziej sceptyczna, niż taki „randomowy sceptyk”, co sprawia, że znacznie lepiej pokazuje, co jest prawdą.

Niestety, jako że nie żyjemy w świecie idealnym, również współczesny system naukowy nie jest pozbawiony wad, które można by było poprawić. Nie dotyczy to logiki intersubiektywnej falsyfikowalności, lecz już kwestii instytucjonalnych.

Trzeba jakoś określić, która praca nadaje się jako publikacja naukowa, trzeba określić gdzie się będzie publikowało naukę oraz jaki podmiot publikujący będzie nosił status solidnego naukowego periodyku, a jaki nie. Tutaj już istnieje pewne pole dla głosów krytyki.

Przy chęci opublikowania jakiejś pracy istnieje system zewnętrznych recenzentów, którzy oceniają, czy praca nadaje się do publikacji. Ci recenzenci oczywiście mogą się mylić, ocenić jako niewystarczającą albo nieznaczącą pracę, która mogła być świetna, źle coś zrozumieć, albo z własnych uprzedzeń nie chcieć przepuścić publikacji. Często jest to tylko jeden recenzent, ponieważ nauka jest często za słabo finansowana, a recenzentowi trzeba za jego pracę zapłacić. W przypadku jednego recenzenta sprawa może wyglądać po prostu słabo, bowiem posługując się profesorskim autorytetem może on nie przepuścić pracy z czysto subiektywnych powodów. Nie zapominajmy, że tytuł profesorski nie jest jednoznaczny z mądrością. Z reguły są to mądrzy i nawet bardzo mądrzy ludzie, ale istnieją i tacy profesorowie, choć jest to dziwne, którzy są po prostu niezbyt lotni intelektualnie (i to nieraz nawet w dziedzinie, którą się zajmują, co już wskazuje na pewne wady systemu). Recenzent może skrytykować pracę, która na to nie zasługuje. A jeśli recenzja jest negatywna, to pojawiają się problemy z dalszą możliwością publikacji.

Badania, które można wykonać, są często zależne od różnych czynników, w tym od finansowania. I tutaj już sposób finansowania rzeczywiście może być wyznaczony pozanaukowymi czynnikami, takimi jak np. potrzeby marketingowe (ponieważ to może się wiązać z korzyściami dla instytutu), możliwością łatwiejszego pozyskiwania funduszy, gdy finansuje się badania na aktualne potrzeby rynkowe, a ignoruje te, które nie odpowiadają bezpośrednio na rynek „tu i teraz” (tak zwane „urynkowienie” nauki tworzy duże jej zubożenie i nie czyni nauki przyszłościową), czy np. brak zgody na finansowanie ze względu na niezgodność z aktualną modą tematyczną. Wreszcie możemy się przyczepić do coraz większej ilości „sztucznych”, nie zawsze odnoszących się do jakości naukowej kryteriów przyznawania grantów, stypendiów, czy różnego rodzaju punktowań (znajdziesz na ten temat parę linków w bibliografii). Znana jest kwestia tego, że w różnych kwestiach związanych z administrowaniem nauką coraz bardziej idzie o ilość, a nie o jakość. Uniwersytety często również coraz bardziej skupiają się na tym, aby dobrze „wypaść” w oczach ludzi niebędących naukowcami i dobrze „sprzedać” swoją działalność, co często obniża poziom prezentowania swoich wyników lub kieruje badania na bardziej modne tory. Takie z kolei postępowanie znów jest częściowo pochodną coraz bardziej „rynkowo-marketingowego” traktowania nauki, w efekcie ją psując. O tego typu problemach można by pisać długo.

Jest to już ta część systemu naukowego, którą istotnie można by poprawić, wiąże się ona z charakterem instytucjonalnym, administracyjnym itp. Tutaj można by powiedzieć, że różne kraje mają różne problemy ze swoimi wewnętrznymi systemami funkcjonowania tego wszystko, ale… i tak ostatecznie raczej w niewielkim stopniu przekłada się to na końcowy rezultat światowej nauki, ponieważ tak czy inaczej nauka bazuje na swojej metodologii, która nie pozwala na przekłamania na większą skalę. Problemy instytucjonalne, administracyjne itp. mogą przyczyniać się bardziej do tego, że nie zostaną wykonane jakieś badania, które mogłyby być cenne, że nie zrobi kariery naukowiec, który mógłby być cenny, ale nie do tego, że nauka masowo zacznie publikować fałszywe wyniki, cofające nas w poznaniu. Czynnik ludzki, czynnik polityczny, czy czynnik administracyjny to są rzeczy, od których nie jesteśmy w stanie się uwolnić nigdy nigdzie, tak po prostu prowadzimy nasz świat. Nauka nie należy do jakiejś innej rzeczywistości, lecz jest w tym świecie zanurzona i jakoś musi starać się tego typu problemy ominąć. Jakkolwiek więc na gruncie metodologicznym nauka jest prawdopodobnie najlepszym narzędziem poznawczym, jakie w ogóle da się mieć, tak na gruncie instytucjonalnej organizacji z pewnością mogłoby to funkcjonować lepiej. To nie powoduje naukowych zakłamań, bo nie może (nawet jeśli w jakimś kraju nauka zostałaby np. upolityczniona, to nie da się tak zrobić wszędzie na świecie, a tym samym przekłamać konsensusu naukowego). Ale powoduje, że np. pewne rzeczy rozwijają się wolniej, niż mogłyby, że jakieś badania mogą być zaniechane albo wykonane dopiero po latach, czy wreszcie że konkretne instytuty stają się naukowo słabsze względem konkurencji, pozostają w tyle, czy też kraj względem innych krajów. Dla przykładu – próby upolityczniania oraz wdrażania kwestii religijnych do nauki przez obecną władzę w naszym kraju mogą ostatecznie bardzo zaszkodzić polskiej nauce, ale nie zrobią żadnej krzywdy nauce w ogóle, czyli jej światowemu wymiarowi, po prostu jedynym tego efektem będzie marginalizacja naukowa Polski na arenie świata. Niemniej o wadach organizacji nauki w Polsce również poza kwestią obecnego rządu można by długo pisać, a co ma przełożenie na słabe wypadanie naszych uczelni w rankingach światowych.

Ale znów – nauka, to nie jeden kraj. Nauka jest światowa, ponadnarodowa, ponad-instytucjonalna, ponieważ ostatecznie rządzą nią wyniki badań pozyskane i przedstawione w sposób właściwy jej metodologii, a ostatecznym tego rezultatem jest sito weryfikacyjne i światowy konsensus naukowy.

Teorie strun” i inne takie…

Dość łatwo jest zorientować się, że nieraz nauka stara się odpowiedzieć na pytania szczególnie trudne i tworzy materiały, które obecnie nie mogą zostać zweryfikowane. Tak jest z teoriami strun, z twierdzeniami na temat ciemnej materii i energii, z problematyką Wielkiego Wybuchu, z niektórymi twierdzeniami astrobiologii, czy w tematyce obcych cywilizacji. Można by jeszcze trochę powymieniać. Czy to jest nauka?

Odpowiedź nie jest jednoznaczna, ponieważ są to twierdzenia, które w perspektywie nawet bliskiej przyszłości mogą stawać się weryfikowalne. Poza tą kwestią, że sprawy te nie mogą podlec w chwili obecnej empirii, wszystkie te twierdzenia w pełni respektują pozostałe aspekty naukowości – są np. zmatematyzowane, albo opierają się tak bardzo na obecnym naukowym stanie wiedzy, jak to możliwe, generując możliwe do zweryfikowania tezy w przypadku udoskonalenia technik badawczych, oraz przechodzą sito weryfikacyjne w kwestii publikowania prac (publikacje tym samym pochodzą z cenionych naukowo periodyków, a nie z jakichś pseudonaukowych tytułów publikujących odrzucone miernoty). Inaczej mówiąc – mają one charakter naukowości jako proces poznawczy, a przez to znajdują się gdzieś w granicznym polu nauki, ale nie mają statusu nauki jako uznane odpowiedzi na postawione pytania. Nikt nie może powiedzieć, że teorie strun czy tematyka ciemnej energii, albo twierdzenie na temat życia pozaziemskiego są np. paranaukowe, ponieważ nie są takie. Choć nie mają na siebie dowodów, najczęściej wyposażone są w dobrą naukową argumentację, której elementy składowe bywają nieraz dobrze potwierdzone. Ale twierdzenia te nie mają obecnie statusu wyjaśnień i nikt w nauce nie może powołać się na nie, aby za ich pomocą udowadniać inne twierdzenie. Należy je raczej potraktować nadal jako pytania otwarte. Jako odpowiedzi nauką nie są. Nie mogą być obecnie, ale może staną się takimi w przyszłości. Teorie strun, czy twierdzenia na temat obcych cywilizacji nie są uznaną przez naukę odpowiedzią na zadane pytania, ponieważ nie wiadomo, czy stwierdzają fakty. Są one jednak, ze względu na logiczny i częściowo naukowy charakter ich procesu dochodzenia do wniosków, potencjalną nauką oraz mocną pomocą dla współczesnej nauki.

I to w zasadzie wszystko na temat tego, czym jest nauka w jej ogólnym zarysie. W następnym artykule odpowiem na pytania, jak to jest w przypadku nauk społecznych i humanistycznych, tj. czy są one naukami (spojler: tak. Twierdzić inaczej można tylko będąc ignorantem), czy są one istotnie „łatwiejsze” od nauk ścisłych (to zależy, ale raczej nie) oraz przedstawię znany skądinąd fakt, że we współczesnej nauce kategoryzacja na nauki ścisłe i nieścisłe jest w dużej mierze złudna.

Podobają Ci się artykuły Astrohomines? Jeśli chcesz wesprzeć moją pracę, możesz to zrobić na Patronite:
https://patronite.pl/astrohomines.wordpress.com/description
Inicjatywa taka wiele dla mnie znaczy, jako że Astrohomines jest czasochłonną pracą jednej tylko osoby. Tylko dzięki wpłatom będzie mógł się rozwinąć w jeszcze ciekawszą, bardziej zaawansowaną formę. Pokaż, że ten wysiłek jest doceniany 🙂

Materiał dodatkowy:

O metodzie naukowej:

Karl Popper, Logika odkrycia naukowego (książka)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Nauka
https://pl.wikipedia.org/wiki/Metoda_naukowa
https://pl.wikipedia.org/wiki/Konsensus_naukowy
https://en.wikipedia.org/wiki/Scientific_consensus
https://en.wikipedia.org/wiki/Politicization_of_science
https://pl.wikipedia.org/wiki/Intersubiektywna_kontrolowalność
https://pl.wikipedia.org/wiki/Falsyfikacja
https://pl.wikipedia.org/wiki/Krytyczny_racjonalizm
https://pl.wikipedia.org/wiki/Karl_Popper
https://pl.wikipedia.org/wiki/Fallibilizm
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sceptycyzm_naukowy
https://pl.wikipedia.org/wiki/Filozofia_nauki
https://pl.wikipedia.org/wiki/Problem_demarkacji
https://pl.wikipedia.org/wiki/Paradygmat

Wybrane problemy związane z psychologią myślenia i jego zaburzeniami:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Myślenie
https://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_błędów_poznawczych
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mechanizmy_obronne
https://pl.wikipedia.org/wiki/Autowaloryzacja
https://pl.wikipedia.org/wiki/Myśli_nadwartościowe
https://pl.wikipedia.org/wiki/Urojenia
https://pl.wikipedia.org/wiki/Katatymia
https://pl.wikipedia.org/wiki/Myślenie_magiczne
https://pl.wikipedia.org/wiki/Myślenie_życzeniowe
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenie_osobowości

Organizacja nauki w Polsce:

https://ekulczycki.pl/warsztat_badacza/elementarz-o-co-chodzi-z-tymi-punktami-za-publikacje-naukowe/
https://www.dziennikustaw.gov.pl/du/2016/2154
http://bob.uw.edu.pl/rozporzadzenie-ministra-nauki-i-szkolnictwa-wyzszego-z-dnia-12-grudnia-2016-r-w-sprawie-przyznawania-kategorii-naukowej-jednostkom-naukowym-i-uczelniom-w-ktorych-zgodnie-z-ich-statutami-nie-wyodrebn/
https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/nowy-rozszerzony-wykaz-czasopism-naukowych-i-recenzowanych-materialow-z-konferencji-miedzynarodowych
https://us.edu.pl/pracownik/wp-content/uploads/sites/2/Editor/sprawy-naukowe/Tabela-poszczególnych-typów-publikacji.pdf

2 myśli na temat “Nauka – co to takiego?

Dodaj komentarz